27 grudnia, 2015

Bitter sweet symphony

Nie było mnie tu kawał czasu, ale nie będę za to przepraszać, bo jak już wspomniałam na początku mojej blogowej przygody, nie zawsze u mnie dobrze z systematycznością. A nie chciałabym nic tu sobie narzucać. Nie wiem, czy w ogóle chciałabym dalej prowadzić tego bloga, ale jeśli tak, to w nieco zmienionej formule. Gdy parę miesięcy temu wyprowadziłam się z domu, to wszystko czym do tej pory żyłam nagle stało się jakieś mało ważne. Nawet ubrania przestałam kupować, jakkolwiek głupio to brzmi.
Skupiłam się za to na tym jak jest mi źle. Tak właśnie. Nikt nie uprzedzał, że dorastanie jest aż tak dziwne, a może tylko mi sprawiło to tyle problemu. Dla jednych przeprowadzka na drugi koniec ulicy znaczy tyle, co dla drugich wyprawa na inny kontynent. Słabość nie jest czymś, o czym się dzisiaj często mówi. Bo nie wypada jej okazywać. Trzeba być silnym zawsze i wszędzie. Bo tak chce świat.
Koniec końców, po tym kuble zimnej wody wylanym na samą siebie, mówię Wam, że zmiany są dobre. Im na początku jest gorzej, tym prawdopodbnie później będzie super. Słabe to pocieszenie, ale cóż, nie jestem dobrym pocieszycielem.
Chciałam tylko dać znak życia, zaskakujące, że ktoś tu w ogóle wpada, dzięki!
Za kilka dni koniec roku, niewiarygodne jak ten czas mknie. Życzę Wam radości z małych i dużych rzeczy, jakkolwiek źle by nie było. Kochajcie się i dbajcie o bliskich, teraz zaczęłam bardziej dostrzegać, jak ważne jest okazywanie ludziom tego, co nam samym wydaje się oczywiste. Mam nadzieję, że do napisania!

4 komentarze:

  1. Co studiujesz? :-) I co to za księga na zdjęciu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polonistykę,a na zdjęciu magazyn Zwykłe życie. :)

      Usuń
  2. Pisz częściej :-) Nie komentuję, bo nie wiem, co pisać, ale śledzę Twój blog i czekam na wpisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często jest tak,że ja też nie wiem co pisać. To miłe, dziękuję!

      Usuń