16 stycznia, 2016

16 stycznia 2016, sobota

Szesnaście dni temu rozpoczął się 2016 rok. Dwie szesnastki mi się pokryły, jak ładnie. Będzie to prawdopodobnie pierwszy post pozbawiony zdjęć. Chciałabym, żeby najważniejsza stała się treść. Jest środek nocy, siedzę skulona na twardym krześle, stół rozświetla spokojny płomień świecy, słoik robi za lampion. Już prawie miesiąc po świętach, ale lampki choinkowe wciąż wiszą nad łóżkiem. Ten rodzaj światła robi klimat o każdej porze. Dzisiaj, a właściwie już wczoraj wieczorem, pierwszy raz dłużej padał śnieg. Widok na pustą, ośnieżoną ulicę jest zdecydowanie lepszy od widoku na ulicę pełną chlapy i smutnych ludzi.
Nie umiem pisać o poważnych rzeczach. To nie ten rodzaj ekshibicjonizmu mnie tu trzyma. Po prostu mam czasem silną potrzebę coś ładnie ubrać w słowa. Chociaż to może wydawać się nieistotne. Pewnie łączy się trochę z moją wewnętrzną potrzebą estetyzowania rzeczywistości.
Rok zaczął się całkiem miło. Miły starszy pan przepuścił mnie w kolejce do kasy, bo miałam niewiele rzeczy. Całe dwie. Zaliczyłam egzamin. Łapałam spojrzenia i uśmiechy ludzi na ulicy. Zadzwoniłam do przyjaciółki, żeby porozmawiać, chociaż zazwyczaj tego nie robię (Znacie tę niechęć do rozmawiania przez telefon? Gdy byłam mała i dzwonił do mnie dziadzio odpowiadałam, że "nie ma nikogo w domu" - zostało mi to do dziś.). Mam przeczucie, że to może być dobry rok.
2016, nie zawiedź.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz